Dzięki Trzypionowi załapałem się na eskapadę, która już od dawna chodziła mi po głowie, a mianowicie wycieczkę po wielickiej kopalni, ale poza trasą turystyczną.
Zainteresowanych zapraszam do galerii zdjęć. Choć muszę przyznać, iż pierwszy raz w życiu robiłem zdjęcia ze statywu, w takich warunkach i na dodatek malując światłem, co przy moich skromnych umiejętnościach zakrawało na małe szaleństwo.
Zobacz zdjęciaCała wycieczka zaczęła się z lekkim opóźnieniem, bowiem kolega organizator się spóźnił i jak się potem okazało część składu nagle "wypadła" i trzeba było zorganizować posiłki.
Idziemy zatem do Szybu Kinga. Tam każdy podpisuje oświadczenie, że idzie na własną odpowiedzialność, przechodzi przeszkolenie z pochłaniacza itp. Pobieramy sprzęt w postaci lampy górniczej (na długo starcza i na dodatek zawiera w lampie nadajnik lokalizacyjny), pochłaniacza oraz kasku (jak się okazało potem był wielce przydatny). Niektórzy brali także dostępne ubranie ochronne. Pojawił się przewodnik, który wstępnie objaśnia nam proponowaną trasę.
Trasa polegała na zjeździe szybem na I poziom kopalni. Stopniowo potem schodziliśmy na poziom II, II niższy i poziom III, z którego wróciliśmy szybem na powierzchnię. Właściwie jest to podróż poprzez historię kopalni. Zaczęliśmy od najpłytszego i najstarszego poziomu I pamiętającego odległe czasy kopalni, a generalnie skończyliśmy na okresie XIX w. czyli Austro-Węgier. Po drodze minęliśmy kilka kaplic, różnych tablic, znaków czy nawet napisów na ścianach z wieków minionych.
Innym ciekawym podziałem na trasie był podział ze względu na spotykane po drodze różne typy złóż solnych oraz różne sposoby jej wydobycia - wiadomo, technika wydobywcza z czasem ulegała zmianie. Przewodnik cały czas fachowo i konkretnie wyjaśniał i pokazywał różne ciekawostki.
I tak mijaliśmy poszczególne komory połączone chodnikami. Nie pamiętam ile ich było, nie pamiętam też zbyt wielu nazw. Byłem zbyt zaaferowany całością. Na dodatek czas mijał jakoś niezwykle szybko, więc tempo wycieczki było duże, a czasu na robienie zdjęć niewiele. Właściwie, idąc za przykładem bardziej doświadczonych kolegów, cały czas miałem aparat zamontowany na statywie, który z kolei niosłem w ręce. Aparat zabezpieczałem jedynie w trudniejszych do przejścia miejscach. Na początku zaliczyłem też szybkie przeszkolenie jak w ogóle robić zdjęcia w takich warunkach.
Ze względu na to, że chodniki pomału się zakleszczają, było trochę chodzenia chyłkiem, gdzie kask idealnie się sprawdził. Każdy chyba zahaczył głową o belki albo ich wystające fragmenty. Było też kilka stromych zejść i jedno dość ciasne przejście co przypomniało mi dawne czasy, gdy jako młodzieniec amatorsko zwiedzałem jaskinie jurajskie.
Inną ciekawostką na trasie było miejsce, gdzie kręcono sceny z Seksmisji. Z kolei poziom III był już bardziej industrialny. Szliśmy przestronnymi chodnikami z torami, mijaliśmy stare wagoniki do wywozu urobku.
Podsumowując, bardzo mi się taka eskapada podobała i myślę, że jeszcze tam wrócę.
Serdecznie dziękuję Adamowi Płaszczycy oraz wszystkim uczestnikom za pomoc i sympatyczną atmosferę.
2009-03-20: Niestety poniższe linki już nie działają: